Wybrzeże Bałtyckie część Polska EurovR10
Wybrzeże Bałtyckie część Polska EurovR10
Wybrzeże Bałtyckie część Polska EurovR10
Wybrzeże Bałtyckie część Polska EurovR10
Wybrzeże Bałtyckie część Polska EurovR10
Wybrzeże Bałtyckie część Polska EurovR10
Wybrzeże Bałtyckie część Polska EurovR10
Wybrzeże Bałtyckie część Polska EurovR10
Wybrzeże Bałtyckie część Polska EurovR10
Wybrzeże Bałtyckie część Polska EurovR10
Wybrzeże Bałtyckie część Polska EurovR10
Wybrzeże Bałtyckie część Polska EurovR10
Wybrzeże Bałtyckie część Polska EurovR10
Wybrzeże Bałtyckie część Polska EurovR10
Wybrzeże Bałtyckie część Polska EurovR10
Wybrzeże Bałtyckie część Polska EurovR10
Wybrzeże Bałtyckie część Polska EurovR10
Wybrzeże Bałtyckie część Polska EurovR10
Wybrzeże Bałtyckie część Polska EurovR10
Wybrzeże Bałtyckie część Polska EurovR10
Wybrzeże Bałtyckie część Polska EurovR10
Wybrzeże Bałtyckie część Polska EurovR10
Wybrzeże Bałtyckie część Polska EurovR10
Wybrzeże Bałtyckie część Polska EurovR10
Wybrzeże Bałtyckie część Polska EurovR10
Wybrzeże Bałtyckie część Polska EurovR10
Wybrzeże Bałtyckie część Polska EurovR10
Wybrzeże Bałtyckie część Polska EurovR10
Wybrzeże Bałtyckie część Polska EurovR10
Wybrzeże Bałtyckie część Polska EurovR10
Wybrzeże Bałtyckie część Polska EurovR10
Wybrzeże Bałtyckie część Polska EurovR10
Wybrzeże Bałtyckie część Polska EurovR10
Wybrzeże Bałtyckie część Polska EurovR10
Wybrzeże Bałtyckie część Polska EurovR10
Wybrzeże Bałtyckie część Polska EurovR10
Wybrzeże Bałtyckie część Polska EurovR10
Wybrzeże Bałtyckie część Polska EurovR10
Wybrzeże Bałtyckie część Polska EurovR10
Wybrzeże Bałtyckie część Polska EurovR10
Wybrzeże Bałtyckie część Polska EurovR10
Wybrzeże Bałtyckie część Polska EurovR10
Wybrzeże Bałtyckie część Polska EurovR10
Wybrzeże Bałtyckie część Polska EurovR10
Wybrzeże Bałtyckie część Polska EurovR10
Wybrzeże Bałtyckie część Polska EurovR10
Wybrzeże Bałtyckie część Polska EurovR10
Wybrzeże Bałtyckie część Polska EurovR10
Wybrzeże Bałtyckie część Polska EurovR10
Wybrzeże Bałtyckie część Polska EurovR10

Wybrzeże Bałtyckie część Polska EurovR10

Dla każdego, rodzinny wypad na 7-10 dni oraz dla wymagającyh rowerzystów na 3 dni!!!...


    Opinie

  • 5/5
    Wrażenia z przejazdu
    5/5
    Trudność trasy

    UWAŻAM ŻE ZROBIŁEŚ TO CO POWINIENEŚ ZROBIĆ. WIĘCEJ SIE NIEMAZGAJ. POZNAŁEŚ BARDZIEJ SIEBIE I LUDZI NA TRASIE. ZAZDROSZCZE CIE PRZYGÓD. ALE JA TEŻ MIEWAM PODOBNE HISTORYJ KI. PAMIĄTKA NA CAŁE ŻYCIE. ZARAŻAJ INNYCH. POWODZENIA .

    • 24.07.2020
  • 3/5
    Wrażenia z przejazdu
    2/5
    Trudność trasy

    Moja pierwsza wyprawa rowerowa Żona mówi: opisz. To opisuję ? 1. dzień Świnoujście ? Niechorze 72 km, 6h 18min Najpierw pakowanie: namiot, karimata, śpiwór, maszynka do gotowania, ciuchy, ładowarki itd. Zebrało się ponad 30 kilo !!! Matko, jak ja ruszę. Mam 180, ważę 80, niby trochę wysportowany, a nie byłem w stanie zapakować roweru do pociągu. Odpinałem więc sakwy i po kolei do wagonu. Czy wszystko wziąłem? Na bank nie, ale się okaże w praniu. Po jednej przesiadce (jakie to k..a ciężkie!) melduję się w Świnoujściu. Pierwsze zdjęcie, uruchomienie nawigacji (runtastic), zegarka (Garmin), mapy na wierzch i ruszam. Adrenalinka jest. Jechałem pociągiem w dresach, więc czas się gdzieś przebrać. Pomyślałem dojadę do lasu. Wyjeżdżam z miasta, przecinam tory i jest las. Parę osób na rowerach się kręci, więc szukam ustronnego miejsca. Jest. I zaczęło się. Ledwo zsiadłem z rowerka, a tu plaga komarów. Co roku spędzam część wakacji nad jeziorem, ale czegoś takiego nie widziałem !!! No, ale trzeba założyć pampersa. Zanim dokopałem się do spraya, ręce, nogi i głowa pokąsane. Po pół godzinie, cały pogryziony ruszam dalej. Trasa trochę piaszczysta, podjazdy i zjazdy. Jak tak będzie do Półwyspu to 2 tygodnie zabraknie. Ale trasa się uspokaja, trochę lasu, trochę szosy i jest fajnie. Po 6,5 godzinach docieram do Niechorza. Nocleg u znajomego, ale najpierw kąpiel, obiad, no i symboliczne 2 piwka. 2. dzień Niechorze ? Ustronie Morskie ? Darłowo 122km, 10h12min Najprzyjemniejszy odcinek. Znaczy do Ustronia. Mało piachu, długie fragmenty kostką wzdłuż wybrzeża, naprawdę super. Tak super, że nocleg miał być w Ustroniu a ja tu wylądowałem po niecałych 4 godzinach. Zjadłem obiad, wypiłem (niestety) jedno piwko, była 15. Co tu robić? Jadę dalej! Do Darłowa. Czuję się dobrze, więc ruszam. Trasa ok, ale już zaczynam żałować rybki i wypitego piwa. Ciężko na żołądku, ale co zrobić. W Osiekach mały błąd i duży kryzys. 90 km, brakuje już sił, nogi nie jadą. A może zakończyć etap? Ale umówiłem się z kumplem, więc muszę. Każdy kilometr to męka. Jak pękła setka, to byłem dumny. W końcu pierwsza w życiu. Mija 18, a Darłowa nie widać. W Bukowie nie ma drogi wyznaczonej. Pytam miejscowych: trzeba przez Dąbki panie, trasa ładna, nowa. Ładna może tak, ale dłuższa? I do tego wiatr. Ktoś na forach opisywał, że zazwyczaj wieje z zachodu. Ale dzisiaj, wyjątkowo, od Sowietów, prosto w pysk. Kolano siada, tylko tego brakowało. Jadę 10km/h. Mam dość. Walka, walka, walka. Docieram po ponad 10 godzinach. Wypijam z kumplem kilka piwek i zasypiam jak dziecko. 3. dzień Darłowo ? Rowy 62km, 4h 30min Chyba się zarypałem. Wszystko boli, a to dopiero 2 dni. Ale dzisiaj powolutku. Do Jarosławca płytami. Po drodze 30 minut odpoczynku nad morzem. Miałęm nadzieję, że puszczą mnie prze poligon, ale nie-e. Od Jarosławca najnudniejszy fragment. Jak ja nie lubię jeździć szosą. Nuda, kilometry stoją w miejscu, czas się dłuży i jeszcze samochody. Do Ustki strasznie ciężko. Ale krótka drzemka na klifie za Ustką regeneruje. I trochę raźniej, w końcu to moje tereny. Lasem, prawie do końca. Obiad u Julii w Poddębiu i ostatnia dycha. Nocleg na polu namiotowym. Trochę strach to wszystko zostawić, ale wykąpać się trzeba i zakupy jakieś zrobić też. 4. dzień Rowy ? Łeba (Przybrzeże) 62km, 6h 22min Całą noc leje. Rano sprawdzam pogodę, nieciekawie, ale od 13 trochę się uspokaja. Ruszam. Dzisiaj tylko 50km, więc spokojnie. I faktycznie do Kluk ok. Te 120 km z przedwczoraj dają się we znaki, ale nic to. W Klukach mijam ekipę jadącą z drugiej strony i tak się dziwnie patrzą. O co chodzi? Powietrze w kołach jest, koszulka nie-różowa jest, więc nie wiem. Skręcam na odcinek opisany przez wielu jako najtrudniejszy na tej trasie. Nie mylili się. Po nocnych opadach, całodziennej mżawce dla mnie nie przejezdna. Rower ciężki, grząsko, a do tego te kładki. Góra ? dół, góra ? dół. Teraz wiem czemu mnie tak oblukali. Kto oznaczył tą trasę jako rowerową ? kozak, albo bez wyobraźni. Ja odpuszczam, odbijam trasą r-10 na Główczyce. Nadkładam z 12 km, ale jadę. Przed Łebą trochę piaszczysty kawałek, ale za Nowęcinem to dopiero Sahara! 2 kilosy w piachu, że aż zwątpiłem. Camping Habenda wart był tego piachu. Cisza, mało ludzi (sami deskarze), knajpka nad jeziorem, bajka. 5 dzień Łeba ? Chałupy 70km, 7h 24 min Dzień pomyłek. Początek miły, szczególnie po sytym śniadanku zamówionym w Habendzie. Dojeżdżam do miejscowości Ulinia. Zapamiętam ją do końca życia. Wg nawigacji 83m w górę. Ostro jest. Dam radę, choćbym się zes..ał, ale dam radę. Przerzutki na maksa, pot się leje, ale dam radę. I dałem !!! Jestem na samej górze. Gość. Rzut oka na nawigację? Przed podjazdem trzeba było jechać prosto a nie w prawo !!!!!!!!!!!!!!! Co za mózg! Spotkanie starego Anglika na przedpotopowej damce dodaje mi sił. Zjeżdżam na dół, skręcam robię fajne fotki i znowu mylę trasę. Baran. Nakładając kolejne km, zwiedzam brukiem lub piachem wioski widoczne tylko na mapach lotniczych. Docieram wreszcie do Osetnika, wszyscy na latarnię Stilo, a ja w las. I 3 pomyłka. Jadąc ze 3 km piachem i patrząc na navi jakoś ślad mi się nie pokrywa. Okazuje się, że szlak biegnie rownolegle, 100m obok? Jeszcze tylko rozkopane Dębki i szukam noclegu. Chcę dojechać jak najdalej, aby na ostatni dzień zostało niewiele. Pod latarnią Rozewie spotykam rowerową parę, która przestrzega mnie przed campingami we Władysławowie. Że drogo, głośno, brudno itd. Padając z nóg, kręcę do Chałup, gdzie podobno jest o wiele lepiej. 4 pomyłka. Wszystkie campingi wypełnione na full. Nawet nie chcą gadać, żeby rozbić moją dwójkę. o 20 rozbijam się wreszcie na campingu Polaris ( po pół godzinie szukania wolnych 2m kw). Rozbijam namiot, idę się kąpać i? wywala prąd w całym ośrodku. Kolejka pod prysznicami, każdy czeka na ciepłą wodę, ale ja nie mam czasu. Myję się w zimnej. Jestem głodny i chce mi się pić. Ale? nie ma prądu, nalewaki nie działają. Knajpy albo pozamykane, albo? nie ma prądu. Kupuję po ciemku 3 puszkowe, chleb fitness (bo tylko taki był), konserwę i do namiotu na ostatni spoczynek. 6. dzień Chałupy ? Hel 32km, 1h 50min Ostatni dzień. Zostało tylko 30km, ale pociąg mam o 10.40, więc wstaję wyjątkowo bardzo wcześnie jak na mnie i o 8.00 już pedałuję. Jakoś ciężko. Dobrze, że zostało tak mało. Dobrze też jest poczytać prze wyjazdem czyjeś blogi. Wiedziałem, że od tablicy Hel do stacji kolejowej to jeszcze 12km. I to jakich. Zacząłem, jak Bóg przykazał, ścieżką rowerową. Góra ? dół, szyszki, góra ? dół, szyszki? O nie, wracam na szosę. Mały ruch, w końcu niedzielny poranek, ale co jakiś czas ktoś trąbnie. Ale ja po 400 km mam głęboko klaksony. Rzeźbię te ostatnie kilometry. Koniec. Skończyłem. Załapałem bakcyla. Chcę jeszcze raz? ?

    • 23.02.2018
  • 3/5
    Wrażenia z przejazdu
    2/5
    Trudność trasy

    Moja pierwsza wyprawa rowerowa Żona mówi: opisz. To opisuję ? 1. dzień Świnoujście ? Niechorze 72 km, 6h 18min Najpierw pakowanie: namiot, karimata, śpiwór, maszynka do gotowania, ciuchy, ładowarki itd. Zebrało się ponad 30 kilo !!! Matko, jak ja ruszę. Mam 180, ważę 80, niby trochę wysportowany, a nie byłem w stanie zapakować roweru do pociągu. Odpinałem więc sakwy i po kolei do wagonu. Czy wszystko wziąłem? Na bank nie, ale się okaże w praniu. Po jednej przesiadce (jakie to k..a ciężkie!) melduję się w Świnoujściu. Pierwsze zdjęcie, uruchomienie nawigacji (runtastic), zegarka (Garmin), mapy na wierzch i ruszam. Adrenalinka jest. Jechałem pociągiem w dresach, więc czas się gdzieś przebrać. Pomyślałem dojadę do lasu. Wyjeżdżam z miasta, przecinam tory i jest las. Parę osób na rowerach się kręci, więc szukam ustronnego miejsca. Jest. I zaczęło się. Ledwo zsiadłem z rowerka, a tu plaga komarów. Co roku spędzam część wakacji nad jeziorem, ale czegoś takiego nie widziałem !!! No, ale trzeba założyć pampersa. Zanim dokopałem się do spraya, ręce, nogi i głowa pokąsane. Po pół godzinie, cały pogryziony ruszam dalej. Trasa trochę piaszczysta, podjazdy i zjazdy. Jak tak będzie do Półwyspu to 2 tygodnie zabraknie. Ale trasa się uspokaja, trochę lasu, trochę szosy i jest fajnie. Po 6,5 godzinach docieram do Niechorza. Nocleg u znajomego, ale najpierw kąpiel, obiad, no i symboliczne 2 piwka. 2. dzień Niechorze ? Ustronie Morskie ? Darłowo 122km, 10h12min Najprzyjemniejszy odcinek. Znaczy do Ustronia. Mało piachu, długie fragmenty kostką wzdłuż wybrzeża, naprawdę super. Tak super, że nocleg miał być w Ustroniu a ja tu wylądowałem po niecałych 4 godzinach. Zjadłem obiad, wypiłem (niestety) jedno piwko, była 15. Co tu robić? Jadę dalej! Do Darłowa. Czuję się dobrze, więc ruszam. Trasa ok, ale już zaczynam żałować rybki i wypitego piwa. Ciężko na żołądku, ale co zrobić. W Osiekach mały błąd i duży kryzys. 90 km, brakuje już sił, nogi nie jadą. A może zakończyć etap? Ale umówiłem się z kumplem, więc muszę. Każdy kilometr to męka. Jak pękła setka, to byłem dumny. W końcu pierwsza w życiu. Mija 18, a Darłowa nie widać. W Bukowie nie ma drogi wyznaczonej. Pytam miejscowych: trzeba przez Dąbki panie, trasa ładna, nowa. Ładna może tak, ale dłuższa? I do tego wiatr. Ktoś na forach opisywał, że zazwyczaj wieje z zachodu. Ale dzisiaj, wyjątkowo, od Sowietów, prosto w pysk. Kolano siada, tylko tego brakowało. Jadę 10km/h. Mam dość. Walka, walka, walka. Docieram po ponad 10 godzinach. Wypijam z kumplem kilka piwek i zasypiam jak dziecko. 3. dzień Darłowo ? Rowy 62km, 4h 30min Chyba się zarypałem. Wszystko boli, a to dopiero 2 dni. Ale dzisiaj powolutku. Do Jarosławca płytami. Po drodze 30 minut odpoczynku nad morzem. Miałęm nadzieję, że puszczą mnie prze poligon, ale nie-e. Od Jarosławca najnudniejszy fragment. Jak ja nie lubię jeździć szosą. Nuda, kilometry stoją w miejscu, czas się dłuży i jeszcze samochody. Do Ustki strasznie ciężko. Ale krótka drzemka na klifie za Ustką regeneruje. I trochę raźniej, w końcu to moje tereny. Lasem, prawie do końca. Obiad u Julii w Poddębiu i ostatnia dycha. Nocleg na polu namiotowym. Trochę strach to wszystko zostawić, ale wykąpać się trzeba i zakupy jakieś zrobić też. 4. dzień Rowy ? Łeba (Przybrzeże) 62km, 6h 22min Całą noc leje. Rano sprawdzam pogodę, nieciekawie, ale od 13 trochę się uspokaja. Ruszam. Dzisiaj tylko 50km, więc spokojnie. I faktycznie do Kluk ok. Te 120 km z przedwczoraj dają się we znaki, ale nic to. W Klukach mijam ekipę jadącą z drugiej strony i tak się dziwnie patrzą. O co chodzi? Powietrze w kołach jest, koszulka nie-różowa jest, więc nie wiem. Skręcam na odcinek opisany przez wielu jako najtrudniejszy na tej trasie. Nie mylili się. Po nocnych opadach, całodziennej mżawce dla mnie nie przejezdna. Rower ciężki, grząsko, a do tego te kładki. Góra ? dół, góra ? dół. Teraz wiem czemu mnie tak oblukali. Kto oznaczył tą trasę jako rowerową ? kozak, albo bez wyobraźni. Ja odpuszczam, odbijam trasą r-10 na Główczyce. Nadkładam z 12 km, ale jadę. Przed Łebą trochę piaszczysty kawałek, ale za Nowęcinem to dopiero Sahara! 2 kilosy w piachu, że aż zwątpiłem. Camping Habenda wart był tego piachu. Cisza, mało ludzi (sami deskarze), knajpka nad jeziorem, bajka. 5 dzień Łeba ? Chałupy 70km, 7h 24 min Dzień pomyłek. Początek miły, szczególnie po sytym śniadanku zamówionym w Habendzie. Dojeżdżam do miejscowości Ulinia. Zapamiętam ją do końca życia. Wg nawigacji 83m w górę. Ostro jest. Dam radę, choćbym się zes..ał, ale dam radę. Przerzutki na maksa, pot się leje, ale dam radę. I dałem !!! Jestem na samej górze. Gość. Rzut oka na nawigację? Przed podjazdem trzeba było jechać prosto a nie w prawo !!!!!!!!!!!!!!! Co za mózg! Spotkanie starego Anglika na przedpotopowej damce dodaje mi sił. Zjeżdżam na dół, skręcam robię fajne fotki i znowu mylę trasę. Baran. Nakładając kolejne km, zwiedzam brukiem lub piachem wioski widoczne tylko na mapach lotniczych. Docieram wreszcie do Osetnika, wszyscy na latarnię Stilo, a ja w las. I 3 pomyłka. Jadąc ze 3 km piachem i patrząc na navi jakoś ślad mi się nie pokrywa. Okazuje się, że szlak biegnie rownolegle, 100m obok? Jeszcze tylko rozkopane Dębki i szukam noclegu. Chcę dojechać jak najdalej, aby na ostatni dzień zostało niewiele. Pod latarnią Rozewie spotykam rowerową parę, która przestrzega mnie przed campingami we Władysławowie. Że drogo, głośno, brudno itd. Padając z nóg, kręcę do Chałup, gdzie podobno jest o wiele lepiej. 4 pomyłka. Wszystkie campingi wypełnione na full. Nawet nie chcą gadać, żeby rozbić moją dwójkę. o 20 rozbijam się wreszcie na campingu Polaris ( po pół godzinie szukania wolnych 2m kw). Rozbijam namiot, idę się kąpać i? wywala prąd w całym ośrodku. Kolejka pod prysznicami, każdy czeka na ciepłą wodę, ale ja nie mam czasu. Myję się w zimnej. Jestem głodny i chce mi się pić. Ale? nie ma prądu, nalewaki nie działają. Knajpy albo pozamykane, albo? nie ma prądu. Kupuję po ciemku 3 puszkowe, chleb fitness (bo tylko taki był), konserwę i do namiotu na ostatni spoczynek. 6. dzień Chałupy ? Hel 32km, 1h 50min Ostatni dzień. Zostało tylko 30km, ale pociąg mam o 10.40, więc wstaję wyjątkowo bardzo wcześnie jak na mnie i o 8.00 już pedałuję. Jakoś ciężko. Dobrze, że zostało tak mało. Dobrze też jest poczytać prze wyjazdem czyjeś blogi. Wiedziałem, że od tablicy Hel do stacji kolejowej to jeszcze 12km. I to jakich. Zacząłem, jak Bóg przykazał, ścieżką rowerową. Góra ? dół, szyszki, góra ? dół, szyszki? O nie, wracam na szosę. Mały ruch, w końcu niedzielny poranek, ale co jakiś czas ktoś trąbnie. Ale ja po 400 km mam głęboko klaksony. Rzeźbię te ostatnie kilometry. Koniec. Skończyłem. Załapałem bakcyla. Chcę jeszcze raz? ?

    • 23.02.2018
  • 3/5
    Wrażenia z przejazdu
    2/5
    Trudność trasy

    Moja pierwsza wyprawa rowerowa Żona mówi: opisz. To opisuję ? 1. dzień Świnoujście ? Niechorze 72 km, 6h 18min Najpierw pakowanie: namiot, karimata, śpiwór, maszynka do gotowania, ciuchy, ładowarki itd. Zebrało się ponad 30 kilo !!! Matko, jak ja ruszę. Mam 180, ważę 80, niby trochę wysportowany, a nie byłem w stanie zapakować roweru do pociągu. Odpinałem więc sakwy i po kolei do wagonu. Czy wszystko wziąłem? Na bank nie, ale się okaże w praniu. Po jednej przesiadce (jakie to k..a ciężkie!) melduję się w Świnoujściu. Pierwsze zdjęcie, uruchomienie nawigacji (runtastic), zegarka (Garmin), mapy na wierzch i ruszam. Adrenalinka jest. Jechałem pociągiem w dresach, więc czas się gdzieś przebrać. Pomyślałem dojadę do lasu. Wyjeżdżam z miasta, przecinam tory i jest las. Parę osób na rowerach się kręci, więc szukam ustronnego miejsca. Jest. I zaczęło się. Ledwo zsiadłem z rowerka, a tu plaga komarów. Co roku spędzam część wakacji nad jeziorem, ale czegoś takiego nie widziałem !!! No, ale trzeba założyć pampersa. Zanim dokopałem się do spraya, ręce, nogi i głowa pokąsane. Po pół godzinie, cały pogryziony ruszam dalej. Trasa trochę piaszczysta, podjazdy i zjazdy. Jak tak będzie do Półwyspu to 2 tygodnie zabraknie. Ale trasa się uspokaja, trochę lasu, trochę szosy i jest fajnie. Po 6,5 godzinach docieram do Niechorza. Nocleg u znajomego, ale najpierw kąpiel, obiad, no i symboliczne 2 piwka. 2. dzień Niechorze ? Ustronie Morskie ? Darłowo 122km, 10h12min Najprzyjemniejszy odcinek. Znaczy do Ustronia. Mało piachu, długie fragmenty kostką wzdłuż wybrzeża, naprawdę super. Tak super, że nocleg miał być w Ustroniu a ja tu wylądowałem po niecałych 4 godzinach. Zjadłem obiad, wypiłem (niestety) jedno piwko, była 15. Co tu robić? Jadę dalej! Do Darłowa. Czuję się dobrze, więc ruszam. Trasa ok, ale już zaczynam żałować rybki i wypitego piwa. Ciężko na żołądku, ale co zrobić. W Osiekach mały błąd i duży kryzys. 90 km, brakuje już sił, nogi nie jadą. A może zakończyć etap? Ale umówiłem się z kumplem, więc muszę. Każdy kilometr to męka. Jak pękła setka, to byłem dumny. W końcu pierwsza w życiu. Mija 18, a Darłowa nie widać. W Bukowie nie ma drogi wyznaczonej. Pytam miejscowych: trzeba przez Dąbki panie, trasa ładna, nowa. Ładna może tak, ale dłuższa? I do tego wiatr. Ktoś na forach opisywał, że zazwyczaj wieje z zachodu. Ale dzisiaj, wyjątkowo, od Sowietów, prosto w pysk. Kolano siada, tylko tego brakowało. Jadę 10km/h. Mam dość. Walka, walka, walka. Docieram po ponad 10 godzinach. Wypijam z kumplem kilka piwek i zasypiam jak dziecko. 3. dzień Darłowo ? Rowy 62km, 4h 30min Chyba się zarypałem. Wszystko boli, a to dopiero 2 dni. Ale dzisiaj powolutku. Do Jarosławca płytami. Po drodze 30 minut odpoczynku nad morzem. Miałęm nadzieję, że puszczą mnie prze poligon, ale nie-e. Od Jarosławca najnudniejszy fragment. Jak ja nie lubię jeździć szosą. Nuda, kilometry stoją w miejscu, czas się dłuży i jeszcze samochody. Do Ustki strasznie ciężko. Ale krótka drzemka na klifie za Ustką regeneruje. I trochę raźniej, w końcu to moje tereny. Lasem, prawie do końca. Obiad u Julii w Poddębiu i ostatnia dycha. Nocleg na polu namiotowym. Trochę strach to wszystko zostawić, ale wykąpać się trzeba i zakupy jakieś zrobić też. 4. dzień Rowy ? Łeba (Przybrzeże) 62km, 6h 22min Całą noc leje. Rano sprawdzam pogodę, nieciekawie, ale od 13 trochę się uspokaja. Ruszam. Dzisiaj tylko 50km, więc spokojnie. I faktycznie do Kluk ok. Te 120 km z przedwczoraj dają się we znaki, ale nic to. W Klukach mijam ekipę jadącą z drugiej strony i tak się dziwnie patrzą. O co chodzi? Powietrze w kołach jest, koszulka nie-różowa jest, więc nie wiem. Skręcam na odcinek opisany przez wielu jako najtrudniejszy na tej trasie. Nie mylili się. Po nocnych opadach, całodziennej mżawce dla mnie nie przejezdna. Rower ciężki, grząsko, a do tego te kładki. Góra ? dół, góra ? dół. Teraz wiem czemu mnie tak oblukali. Kto oznaczył tą trasę jako rowerową ? kozak, albo bez wyobraźni. Ja odpuszczam, odbijam trasą r-10 na Główczyce. Nadkładam z 12 km, ale jadę. Przed Łebą trochę piaszczysty kawałek, ale za Nowęcinem to dopiero Sahara! 2 kilosy w piachu, że aż zwątpiłem. Camping Habenda wart był tego piachu. Cisza, mało ludzi (sami deskarze), knajpka nad jeziorem, bajka. 5 dzień Łeba ? Chałupy 70km, 7h 24 min Dzień pomyłek. Początek miły, szczególnie po sytym śniadanku zamówionym w Habendzie. Dojeżdżam do miejscowości Ulinia. Zapamiętam ją do końca życia. Wg nawigacji 83m w górę. Ostro jest. Dam radę, choćbym się zes..ał, ale dam radę. Przerzutki na maksa, pot się leje, ale dam radę. I dałem !!! Jestem na samej górze. Gość. Rzut oka na nawigację? Przed podjazdem trzeba było jechać prosto a nie w prawo !!!!!!!!!!!!!!! Co za mózg! Spotkanie starego Anglika na przedpotopowej damce dodaje mi sił. Zjeżdżam na dół, skręcam robię fajne fotki i znowu mylę trasę. Baran. Nakładając kolejne km, zwiedzam brukiem lub piachem wioski widoczne tylko na mapach lotniczych. Docieram wreszcie do Osetnika, wszyscy na latarnię Stilo, a ja w las. I 3 pomyłka. Jadąc ze 3 km piachem i patrząc na navi jakoś ślad mi się nie pokrywa. Okazuje się, że szlak biegnie rownolegle, 100m obok? Jeszcze tylko rozkopane Dębki i szukam noclegu. Chcę dojechać jak najdalej, aby na ostatni dzień zostało niewiele. Pod latarnią Rozewie spotykam rowerową parę, która przestrzega mnie przed campingami we Władysławowie. Że drogo, głośno, brudno itd. Padając z nóg, kręcę do Chałup, gdzie podobno jest o wiele lepiej. 4 pomyłka. Wszystkie campingi wypełnione na full. Nawet nie chcą gadać, żeby rozbić moją dwójkę. o 20 rozbijam się wreszcie na campingu Polaris ( po pół godzinie szukania wolnych 2m kw). Rozbijam namiot, idę się kąpać i? wywala prąd w całym ośrodku. Kolejka pod prysznicami, każdy czeka na ciepłą wodę, ale ja nie mam czasu. Myję się w zimnej. Jestem głodny i chce mi się pić. Ale? nie ma prądu, nalewaki nie działają. Knajpy albo pozamykane, albo? nie ma prądu. Kupuję po ciemku 3 puszkowe, chleb fitness (bo tylko taki był), konserwę i do namiotu na ostatni spoczynek. 6. dzień Chałupy ? Hel 32km, 1h 50min Ostatni dzień. Zostało tylko 30km, ale pociąg mam o 10.40, więc wstaję wyjątkowo bardzo wcześnie jak na mnie i o 8.00 już pedałuję. Jakoś ciężko. Dobrze, że zostało tak mało. Dobrze też jest poczytać prze wyjazdem czyjeś blogi. Wiedziałem, że od tablicy Hel do stacji kolejowej to jeszcze 12km. I to jakich. Zacząłem, jak Bóg przykazał, ścieżką rowerową. Góra ? dół, szyszki, góra ? dół, szyszki? O nie, wracam na szosę. Mały ruch, w końcu niedzielny poranek, ale co jakiś czas ktoś trąbnie. Ale ja po 400 km mam głęboko klaksony. Rzeźbię te ostatnie kilometry. Koniec. Skończyłem. Załapałem bakcyla. Chcę jeszcze raz? ?

    • 23.02.2018
  • 5/5
    Wrażenia z przejazdu
    2/5
    Trudność trasy

    Świetna trasa dla średnio-doświadczonych rowerzystów. Przejechałem w 3,5 dnia, można spokojnie w 5 lub szybko w 3 dni.

    • 20.01.2014

Mapa

3.8
Dobra na podstawie 5 opinii
2.6/5
Trudność trasy
423.43
Kilometrów